Witam wszystkich serdecznie i przepraszam za długie milczenie, spowodowane brakiem internetu.
W dzisiejszym poście chciałabym podzielić się z czytelnikami moimi wrażeniami z obozu językowego, oczywiście na terenie Anglii. Być może wyczytacie tu coś, co zachęci was do takiego wyjazdu i pomoże się przygotować.
Dobrze więc. Obóz ten nie należał do "normalnych", ponieważ jego organizatorzy skupili się bardziej na zapewnieniu uczestnikom rozrywki w postaci zwiedzania przeróżnych miejsc, co dla mnie było strzałem w dziesiątkę i pozwoliło zobaczyć wiele różnych zabytków. Czas wolny na zakupy pozwał na wykorzystanie języka w praktyce i "oswojenie" się z nim, ponadto zakwaterowanie u rodzin londyńskich dało możliwość zapoznania się bliżej z życiem w Anglii.
Jeżeli ktokolwiek z was będzie się kiedyś miał dylemat w postaci jechać: autokarem czy samolotem, szczerze odradzam pierwszą opcję. Trzydzieści godzin ciągłej jazdy to męczarnia, nawet jeśli nocą ma się oba miejsca dla siebie. Muszę przyznać, że sama nie wiedziałam jak bardzo potrafię się powyginać;)
Wyjazd oceniam całkiem dobrze, choć nie było co liczyć na jakieś olśnienie językowe. Posługiwanie się angielskim i jego częstotliwość zależało jedynie od uczestnika, więc osoby z natury nieśmiałe miały utrudnioną sprawę, kiedy nikt ich nie zachęcał. Najwięcej porozmawiać można było z rodziną, u której zostało się zakwaterowanym. I tutaj rada: jeśli kiedykolwiek weźmiecie udział w takiej imprezie nie zamykajcie drzwi i nie bójcie się pytać. Rodziny są uprzednio przygotowywane, ale nikt nie będzie na siłę wchodził do pokoju i rozmawiał, wychodząc chociażby z założenia, że jesteście zmęczeni.
Wyjazdy oceniam na 4. Były krótkie i niewiele dało się zobaczyć, a można by zwiedzić coś zamiast robić dwóch godzin czasu wolnego. Za przewodników anglojęzycznych duży plus, tak samo za wybór atrakcji, które nie były monotonne i nużące. W ciągu 8 dni odwiedziliśmy: Londyn, Cambridge, Oxford, Leeds Castle, Canterbury i Brighton.
Kolejna sprawa to wyżywienie i tu raczej nikt z uczestników nie był zadowolony. Śniadanie zawsze dostawaliśmy takie samo - płatki z mlekiem (trzeba dodać, że strasznie tłustym, bo aż 4%, co dla mnie było trochę jak śmietana) i tosty z dżemem, masłem orzechowym czy czymś innym. Teraz najgorsza część - lunch na drogę. Chleb tostowy w Anglii jest bardzo popularny i lepszy od polskiego, ale to nie zmienia faktu, że do szynki i ogórka nijak nie pasuje, a moja pani gospodarz nie mogła przyjąć do wiadomości, iż nie przepadamy z koleżankami za tym przysmakiem i codziennie uparcie robiła nam takie oto kanapki. Do tego chipsy, często w popularnym tam smaku octowo-solonym. Owocek i coś do picia. Obiadokolacja wyglądała całkiem nieźle, choć trochę po studencku, ale uprzedzono nas, że w Londynie wszyscy tak jedzą. Tak to znaczy - frytki, hamburgery, dużo ryżu i to wszystko, co można kupić w sklepie, wrzucić do zamrażarki i szybko odgrzać w mikrofalówce.
Teraz co nieco o rodzinach.
Pojęcie "rodzina brytyjska" kilkanaście lat temu znaczyła europejczycy z dziada, pradziada. Dziś się to zmieniło, a na Wyspach mieszka więcej obcokrajowców niż rodowitych Anglików. To daje możliwość zapoznania się z wieloma kulturami. Na przykład, ja trafiłam do rodziny muzułmanów;) Trzeba pamiętać, by szanować inne tradycje i kultury i nie wściekać się, kiedy ktoś nie pozwala chomikować w lodówce wieprzowych kiełbasek - to nie żart, tak się zdarza.
Cały obóz oceniam raczej pozytywnie - bardzo fajna sprawa na pierwszą tego rodzaju podróż, szczególnie że cena jest zachęcająca. Mimo to kolejnym razem wolę spiąć kuperek i zacząć oszczędzać na coś bardziej rozszerzonego.
Pozdrawiam wszystkich:)
Na prośbę Misako zamieszczam kilka własnych zdjęć:
Tower Bridge z perspektywy łodzi. Musiałam ukryć logo, ponieważ jest ono zastrzeżone, ale jeśli oglądaliście otwarcie igrzysk to wiecie co kryje się pod tym czarnym kwadratem.
Jak widać - Brighton Pier. Molo to jest strasznie długie, a na jego końcu znajduje się wesołe miasteczko:) Na zdjęciu tego nie widać, ale wspomnę, że tamtejsza plaża cała jest usypana kamieniami, średnio wielkości pięści, a woda w Bałtyku to przy tej wrzątek. Brrry....
Katedra Canterbury od zewnątrz. To zdjęcie przedstawia tylko część tego monumentalnego budynku, znajdującego się na liście kulturalnego dziedzictwa UNESCO i na pewno nie oddaje jego piękna. Razem z grupą braliśmy udział w tamtejszych nieszporach i pozwolono nam wejść do wewnątrz, a tam jest dopiero pięknie, mimo że w środku nie ma obrazów ani zdobień jakie można spotkać w kościołach katolickich.
Trinity College i pokaz poczucia humoru studentów. Widoczny na zdjęciu posąg Henryka VIII znajduje się ok. 5m nad ziemią. Jednak takie wysokości to nic dla młodych, sprawnych chłopców, którzy w ramach żartu z prawej dłoni króla wyciągnęli berło i zamienili je na nogę od krzesła!
Sama zastanawiam się nad takim obozem językowym, może kiedyś się uda. Mam taką możliwość w szkole, ale tu niestety w grę wchodzi jedynie autokar, który jest konieczny do zwiedzania na miejscu. Odstrasza mnie ta 30-godzinna podróż i to "pyszne", angielskie jedzonko, ale na pewno chciałabym zwiedzić ten kraj :).
ReplyDeleteSzkoda, że nie wstawiłaś więcej zdjęć, miło byłoby je pooglądać, nawet jeśli w koło pełno Big Benów i czerwonych budek telefonicznych.
Autokar nie jest taki zły, naprawdę można się do niego przyzwyczaić... mając jedno siedzenie dla siebie jestem w stanie ulokować się w pięciu pozycjach, które w różnym stopniu obciążają moje ciało, więc zmieniam je, przebudzając się np. co godzinkę, dwie. Ostatnio przespałam w autokarze trzynaście godzin pod rząd (tylko z tą zmianą pozycji, ale w sumie robię to bardziej przez sen). ^^
Deletesmirek
Zazdroszczę wyjazdu! Można wiedzieć jak wyjechałaś? Było to organizowane przez Twoją szkołę czy może jakaś zewnętrzną instytucję? Jak drogi jest taki wyjazd i na jak długo? Przepraszam za tyle pytań, ale sama zastanawiam się nad takim wyjazdem i jestem bardzo ciekawa!;)
ReplyDeleteJuż odpowiadam:) Wyjazd był organizowany przez firmę Atas, zajmującą się takiego rodzaju wyjazdami. Sam wyjazd kosztował mnie 1500zł + 300zł przejazd i 80£ na bilety do różnych miejsc. Poza tym trzeba mieć przy sobie trochę euro na niemieckie toalety i oczywiście "kieszonkowe", które wydaje się już w samej Anglii. Jeśli nie należysz do ludzi, którzy są bardzo rozrzutni, to myślę, że 70£ powinno Ci zupełnie wystarczyć, bo pieniądze wydaje się głównie na jedzenie i pamiątki.
DeleteTen wyjazd trwał 9 dni z podróżą;)
Jeśli masz jeszcze jakieś pytania, to chętnie odpowiem:D
Congratulations on having spent a great time in the UK! Was it your first trip to the UK? What surprised you most out there? Would you like to return to the Isles? I have been to the UK a few times in different roles... My first visit was in 1997 when my wife and I were spending our honeymoon in London :) Later in the 90s I was in London and was working as a cook in a fast food outlet for a few months. Then I was in London as a tourist a few times and I was also there for a few training sessions. I have to say I have always loved being in London... The city is my home from home and I feel I know it like the back of my hand :) Anyhow, speaking of learning courses, I have to say there is usually more fun than learning so anyone who hopes to return to Poland as a near-native speaker... will be disappointed..., which should not discourage anybody from going there to see what it's like out there :) Cheers!
ReplyDeleteWitaj Kamilo,
ReplyDeleteW jakiej szkole byłaś?
Wiem, że w Londynie są:
Sprachcaffe Londyn
LSI
Stanton School of English
Też chce jechać ale szukam opini i zbieram $ na wyjazd!:-)